Leniwy czwartek

Dzisiejszy dzień zaczął się spokojnie. Postanowiliśmy trochę zwolnić, bo czujemy zbliżającą się długą drogę powrotną do Warszawy. Wstaliśmy grubo po godzinie 9 i to tylko dlatego, że chcieliśmy zdążyć na śniadanie. Po śniadaniu udaliśmy się na basen, gdzie dziewczyny świetnie się bawiły. Emilka czuje się w nim jak ryba w wodzie, więc w mojej głowie zaczął rodzi się plan, że Julcię też musimy zapisać na basen. Zwolnienie tempa nie powstrzymało nas jednak przed małą wycieczką.

DSC_0174

DSC_0180

DSC_0056

DSC_0067

DSC_0116

DSC_0071

Adam postanowił wyjść z inicjatywą i zabrał nas do Oppède Le Vieux. Wioska reklamowana jest następująco: “Dotrzesz do tej starej, pełnej historii wioski, odkrywając na szczycie wzgórza piękną kolegiatę XII °, ruiny zamku średniowiecza, a także pozostałości straganów i stare sklepy. Będziesz spacerować z przyjemnością po wybrukowanych uliczkach biegnących przez wioskę. Będziesz podziwiać piękne stare domy z XV i XVI w. odrestaurowane ze smakiem, mające wiele uroku”. No cóż, może to kwestia ciągłego spaceru pod górę zniechęciła mnie do wioski, ale nie zauważyłam w niej nic nadzwyczajnego. Widać, że została w pewnym momencie opuszczona przez mieszkańców i zaczęła popadać w ruinę. Większość budowli wyglądała jakby miała się zaraz zawalić. A piękna kolegiata była zamknięta. Po spacerze usiedliśmy głodni w jedynej restauracji w wiosce. Niestety kelner poinformował nas, że kuchnia jest zamknięta, i możemy jedynie zamówić picie i lody. Tak też zrobiliśmy. Chwilę potem ten sam kelner przyniósł wspaniałe steki i pieczone ziemniaki dla siebie i swojej towarzyszki, i zaczęli je konsumować przy sąsiednim stoliku. Dziwne, naprawdę dziwne.

DSC_0281

DSC_0229

DSC_0210

DSC_0254

DSC_0227

DSC_0238

DSC_0213

DSC_0271

Drugim naszym przystankiem było miasteczko Lacoste. Nie wiem, czy powstała w nim słynna marka odzieżowa, ale miasteczko słynie z jednego: zamku, którego właścicielem był Donatien-Alphonse-François de Sade, większości znany jako markiz de Sade. Dzięki temu panu do słownika trafił nowy wyraz pochodzący od jego nazwiska, czyli sadyzm. Markiz de Sade przebywał w zamku w Lacoste w drugiej połowie XVIII w. i zasłynął z brutalnego traktowania zapraszanych do siebie kobiet oraz pracujących w zamku pokojówek. Sam zamek pochodzi z XI wieku i aktualnie należy do projektanta mody Pierr’a Cardin. Na zamku znajduje się obecnie wystawa sztuki współczesnej, która w bardzo ciekawy sposób wpisała się w stare eksponaty. 

DSC_0292

DSC_0389

DSC_0397

DSC_0297

DSC_0313

DSC_0317

DSC_0374

DSC_0331

DSC_0344

DSC_0346

DSC_0347

DSC_0349

DSC_0353

DSC_0345

DSC_0368

DSC_0400

DSC_0431

Po drodze do domu zatrzymaliśmy się jeszcze, nie zgadniecie, gdzie.

DSC_0475DSC_0477

DSC_0479

Wokół Mount Ventoux

W języku oksytańskim góra nazywana była „Ventor” lub „Ventour”. Nazwa ta oznacza w języku liguryjskim „Łysa Góra”. Popularnie znana jest też pod nazwą „Géant de Provence” (czyli Olbrzym Prowansji), gdyż samotnie dominuje nad deltą Rodanu. A my wybraliśmy się wczoraj, trochę przypadkiem, na wycieczkę właśnie wokół Mount Ventoux.

Pierwszy przystanek zrobiliśmy w okolicach Sault na polach lawendy. Adam trochę się ze mnie śmieje, ale naprawdę jest w nich coś niezwykłego. Po prostu nie można oderwać od nich oczu. Do tego ten zapach. Ach, warto się męczyć w 40 stopniowym upale 🙂 W tle możecie dostrzec Mount Ventoux – zbliżamy się do góry od strony wschodniej.

DSC_0681

DSC_0694

DSC_0701

DSC_0703

DSC_0742

DSC_0748

DSC_0770

Objechaliśmy górę z drugiej strony. Naszym celem była dolina Toulourenc ukryta w jej cieniu. Niewielu podróżnych to wie, ale wszyscy mieszkańcy wiedzą, że jest to jedno z najpiękniejszych kąpielisk w Prowansji. Zeszliśmy do rzeki. Wyglądała niepozornie. Spokojny strumyk, woda po kostki. Ruszyliśmy w górę jej nurtu, by iść głębiej do kanionu. Skały były coraz wyższe, w kilku miejscach woda zaczynała sięgać po pas. Adam dzielnie przenosił obie dziewczyny. Zdjęcia nie oddają dramaturgii wydarzeń.

DSC_0889

DSC_0863

DSC_0875

DSC_0914

DSC_0956

Wydawało się, że spacerujemy po rzece kilkanaście minut. Okazało się, że maszerowaliśmy ponad 2 godziny i było już po 17. Zaczęliśmy drogę powrotną do auta. Gdy opuszczaliśmy podnóże góry po jej zachodniej stronie, zaczęły zbierać się deszczowe chmury.

DSC_0931

DSC_0932

Na koniec dnia wróciliśmy do Fontaine de Vaucluse. Ciekawostką jest, że ze skał na których znajduje się miasteczko, wypływa rzeka Sorgue. Eksperci do dzisiaj nie wiedzą, gdzie tak naprawdę znajduje się jej pierwotne źródło. Zjedliśmy kolację i poszliśmy na krótki spacer w poszukiwaniu źródeł rzeki.

DSC_0994

DSC_0998

DSC_1013

P.S. Wczoraj pożegnaliśmy się z Josephem, gospodarzem domu. Wyruszał na wakacje do rodzinnego Izreala, by potem jechać do Kanady i dalej do Indii, by tam osiąść na kilka miesięcy. Opowiedział nam, że pracuje tylko 2 miesiące w ciągu roku, by potem żyć na plaży i cieszyć się życiem. Pozazdrościć!

Niebieskie mydełko

Wczoraj z samego rana pojechaliśmy do Awinionu. Mieszkamy na jego obrzeżach, więc nie moglibyśmy go nie zwiedzić. Pierwsze kroki skierowaliśmy oczywiście do Pałacu Papieskiego. Bardzo zaskoczyła mnie nowoczesna forma jego zwiedzania. Każdy może wziąć tablet, i gdy nakieruje się go na ścianę, wyświetla się na nim widok pałacu sprzed lat, jak naprawdę wyglądała ta ściana, czy komnata. Ciekawe rozwiązanie, choć wyglądało to komicznie i trochę przerażająco. Tłumy ludzi odwiedzające pałac, zamiast zwiedzać, gapiły się jedynie w tablety. Nie podobało mi się to. Emilka oczywiście uprosiła o tablet, ale na szczęście na samym końcu wycieczki. Potem weszliśmy na słynny Pont d’Avignon. Emilka była zachwycona jazdą na karuzeli na Place de l’Horloge. Ale nie te turystyczne atrakcje były dla Emilki dzisiaj najważniejsze.

DSC_0320

DSC_0201

DSC_0228

DSC_0278

DSC_0244

DSC_0247

DSC_0286

DSC_0288

DSC_0188

DSC_0209

DSC_0296

DSC_0316

DSC_0180

DSC_0357

DSC_0389

DSC_0403

DSC_0400

DSC_0465

DSC_0472

DSC_0424

DSC_0419

DSC_0516

DSC_0515

DSC_0449

Od kilku dni Emilka woła, że chce niebieskie mydełko. Skąd jej się to wzięło? Nie wiem. Dlaczego niebieskie? Nie wiem. Ale gdy po raz setny usłyszeliśmy o niebieskim mydełku, postanowiliśmy jej je kupić. Głównym celem zwiedzania Awinionu stało się więc znalezienie mydlarni, by Emilka mogła sobie wybrać mydełko. Gdy w końcu je kupiła, nie rozstaje się z nim. Śpiewa o nim piosenki, przytula przed lustrem i nawet wzięła go do łóżka, żeby z nim spać. No cóż, taką wybrała sobie pamiątkę 🙂

DSC_0482

DSC_0484

Po wycieczce po Awinionie, udaliśmy się do Roussilon. Miasteczko to słynie z ochrowych skał, które turyści nazywają prowansalskim Kolorado. Najładniejsze są pierwsze skały, które zobaczyliśmy, zaraz po wejściu do parku. Później mamy do wyboru dwie ścieżki spacerowe i jest to po prostu spacer po zabarwionej na pomarańczowo ścieżce przez zagajnik. nie ukrywam, że liczyłam na odrobinę więcej.

Gdy wracaliśmy już do miasteczka, na pomarańczowe skały zjechała się grupa rosyjskich turystek. Gdy zobaczyliśmy, jak ustawiają się do zdjęć i jakie pozy przyjmują: na grecką bogini, sex gwiazdę, z latającymi kapeluszami, uważam, że Adam już nie może narzekać na moje fotograficzne widzimisię 🙂

DSC_0549

DSC_0530

DSC_0626

DSC_0570

DSC_0653

DSC_0547

DSC_0523

DSC_0577

DSC_0597

DSC_0585

DSC_0614

DSC_0617

DSC_0643

DSC_0649

DSC_0648

 

Mosty

Wczoraj rano, tuż po śniadaniu Emilka miała bardzo ważne zadanie. Musiała podyktować nam treść pocztówek. Joseph, nasz gospodarz, jak zwykle do nas podszedł i bardzo go to zaciekawiło. Stwierdził, że w dzisiejszych czasach nikt już nie wysyła kartek. Po chwili przyniósł Emilce kartki papieru, kredki i poprosił o obrazek dla niego. Emilka narysowała obrazek i zaczęła dyktować: Droga Ciociu… 🙂

DSC_0732

DSC_0749Gdy kartki były gotowe, udaliśmy się na zwiedzanie. Naszym pierwszym przystankiem był Pont du Gard – zachowany w dolinie rzeki Gard odcinek zbudowanego przez Rzymian akweduktu prowadzącego wodę ze źródeł w Uzès do Nîmes. Budowla o łącznej długości około 50 km i całkowitym spadku 17 m, składała się z szeregu tuneli i mostów wzniesionych z bloków kamiennych bez użycia zaprawy. Akwedukt dostarczał od 20 do 40 tys. m3 wody na dobę i działał około 500 lat.

Na miejscu okazało się, że jest to kolejna idealnie zaplanowana atrakcja turystyczna. Bardzo dobre oznaczenia dojazdu, ogromne parkingi, sklepy z pamiątkami, kawiarenki a także muzeum, sala kinowa i sala wystaw. Wszystko po kolei musieliśmy zaliczyć. Co do samego akweduktu, muszę przyznać, że liczyłam na większe WOW. Zdecydowanie większe wrażenie zrobił na mnie akwedukt w Segowii. Najbardziej spodobała nam się dzika plaża. Cudownie było się schłodzić. W końcu termometr znów pokazywał 36 stopni. Po szybkiej kąpieli (woda była bardzo zimna) zapakowaliśmy się do samochodu i ruszyliśmy dalej do wspomnianego wyżej miasteczka Uzès.

DSC_0794

DSC_0789

DSC_0807

DSC_0823

DSC_0850

W Uzès zatrzymaliśmy się na parking pod Katedrą Saint-Théodorit. Zrobiła na mnie niesamowite wrażenie. Pierwszy raz widziałam w kościele taką sztukę współczesną. Nad ołtarzem wisiał ogromny obraz, gdzieniegdzie stały rzeźby i kolejne obrazy. ZSama budowla, zarówno z zewnątrz jak i wewnątrz zachwyca, a jej wieża bardzo przypomina słynną krzywą wieżę w Pizie.

DSC_0946

DSC_0857

DSC_0859

DSC_0862

DSC_0861

Z początku miasteczko wydawalo się opustoszałe. Wędrowaliśmy pustymi uliczkami, gdzie w witrynach sklepowych widniały wizytówki: adwokat, architekt, pracownia artystyczna. Wszędzie zamknięte okiennice i restauracje. Dopiero później dotarliśmy do bardziej gwarnych uliczek, kawiarenek, placów. Emilka połowę drogi przebyła śpiąc na Adama ramieniu.

DSC_0865

DSC_0871

DSC_0876

DSC_0879

DSC_0892

DSC_0898

DSC_0902

DSC_0927

DSC_0931

DSC_0937

DSC_0939

DSC_0935

DSC_0873

Ostatnim naszym punktem wycieczki był jeszcze jeden most. Ale tym razem naturalny. I choć widziałam jego zdjęcia w internecie, na żywo zrobił na mnie niesamowite wrażenie. Pont d’arc górował nad rzeką Ardèche. W jego cieniu można było usiąść i cieszyć oczy pięknem natury. Woda w rzece była przejrzysta i bardzo ciepła. Emilka nie chciała z niej wychodzić. Adam popłynął na drugą stronę “mostu”, zobaczyć jak inni mężczyźni wspinali się na skały i spadali do rzeki. Julcia zadowolona leżała na kocyku. W tym momencie wszystko było idealne.

DSC_0952

DSC_0951

DSC_1011

DSC_0986

DSC_1016

DSC_1027

DSC_0007

DSC_0053

DSC_0063

DSC_0076

Po kąpieli, gdy zawiał wiatr, pierwszy raz od dawna poczułam chłód. Jakie to było przyjemne uczucie. Zaczęliśmy się zbierać do domu dopiero gdy zachodziło słońce. Trasa powrotna miała dla nas jeszcze kilka niespodzianek w postaci pięknych krajobrazów.

W domu byliśmy dopiero po godzinie 22. Cała nasza czwórka była tak zmęczona, że po szybkiej kąpieli wszyscy już spali. To był naprawdę udany dzień!

DSC_0107

DSC_0119

DSC_0113

DSC_0140